wtorek, 29 marca 2011

Auzies Rule

Teraz jedziemy do Australii. Myślicie, że z St. Petersburga nie da się tam dojechać tylko trzeba lecieć? No to pewnie muzyki nie da się robić bez wielu instrumentów. Następny artysta pokazuje, że tak nie jest.. Nie wierzycie? Maestro...światła...kamera...akcja...



Oczywiście nie o tym panie będzie ten wpis. Dziś mowa będzie o Dub FX czyli o Benjaminie Stanfordzie. Artysta ten pochodzi z St. Kilda w Melbourn, Australia. Dla Dub FXa wystarczy sprawny i wyćwiczony aparat mowy, loop station, darmowe efekty oraz talent. Jak sam twierdzi (a jego muzyka potwierdza to) korzysta tylko i wyłącznie z własnego loopowanego głosu plus efekty oraz zaprzyjaźnieni artyści.




To co Dub FX tworzy, instytucja (skoro korzystają z tego głowy państwa, nie można tego inaczej nazwać) wikipedii określa jako hip-hop, reggea, dubstep drum and bass i grime. Myślę, że wszystkiego jest tam po trochę. Jest to tak dobrze zmieszane, że osoby, które nie lubią któregoś z tych gatunków znajdą na jego albumach coś miłego dla swojego ucha.



A teraz garść ciekawostek. Zespół cieszy się ogromną popularnością, mimo że nie stoi za nim żadna wielka wytwórnia. Płyty nagrywają Benjamin Stanford wraz ze swoją dziewczyną Flower Fairy (Shoshana Sadia) we własnym studiu nagraniowym Convoyun.ltd. Promują się na występach na żywo, marketingiem szeptanym, portalami społecznościowymi oraz darmowymi samplami. Jeśli mówimy już o koncertach, to nie są to tylko festiwale, ale również muzyka grana na żywo na chodnikach miast całego świata, ale to już pewnie zauważyliście po wcześniejszych teledyskach.



O czym śpiewają nie powiem, nigdy nie byłem zwolennikiem lekcji pod tytułem „co artysta miał na myśli”. Ich teksty są proste, ale treściwe, a internet jest pełen angielskich jak i tłumaczonych wersji słów piosenek

(zdjęcie z siderealmusic.files.wordpress.com)

I co? Da się przejechać z St. Petersburga do St. Kilda? Pewnie, że tak, wystarczy napompować dętki na kołach i załatwić parę wioseł. Tak przynajmniej mógł robić James Bond, co może Aston Martin, to może Gazik po dwakroć.

2 komentarze:

  1. Na pewno przesłucham w domu ;) plus dla nich za to, że grają nie tylko na koncertach, ale i na chodnikach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeden z moich ulubionych wykonawców. Niedawno był w Polsce, koncertował w Łodzi i we Wrocławiu. Na własne oczy widziałam popis jego umiejętności i muszę przyznać, że robi wrażenie.

    Bardzo ciekawy post :-)

    OdpowiedzUsuń